czwartek, 26 lipca 2012

Granice absurdu - lekarz

Mieliśmy umówioną wizytę z dzieckiem u pediatry.

Specjalnie żeby Hashimotka poczuła się komfortowo i miała czas na przygotowanie się wizytę umówiłem na 12.30
Od rana zaczął się kabaret z przygotowaniami:
Próbowałem obudzić Hashimotkę o 7.30 żeby miała czas na spokojne zjedzenie śniadania, umycie i ubranie się. Obudziła się ale strasznie wkurzona była.
Mieliśmy wyjść z domu o 11.30 żeby zdążyć na czas. Hashimotka najpierw celebrowała jedzenie śniadania i picie kawy do godziny 10, potem zamknęła się w łazience żeby się przyszykować i przebrać. o godzinie 11 zacząłem ją popędzać że za 30 minut wychodzimy, usłyszałem z łazienki odpowiedź że mamy iść sami a ona dojdzie jak będzie gotowa i nas dogoni po drodze, no to poszliśmy.

O 12.30 weszliśmy do gabinetu lekarki, sami Hashimotki nie było. O 12.50 Hashimotka wpada jak burza do gabinetu, zaczyna krzyczeć, że jak ja śmiem z dzieckiem do lekarza bez niej wchodzić, wogóle to ona nie zgadza się na żadne badanie dziecka. Potem wybiegła z gabinetu. Musiałem p.Doktor przepraszać za zachowanie żony, dziecko wpadło w histerię bo " mama krzyczała", a Hashimotka wychodząc zdążyła jeszcze złożyć oświadczenie na recepcji przychodni, że ona nie wyraża zgody na żadne badania dziecka.
Dziecko wymaga badań specjalistycznych, bez jej zgody nie da się ich zrobić.

W domu pojawiła się wieczorem jak już dziecko spało, jakby nic stwierdziła że jest głodna i usiadła tradycyjnie przed telewizorem czekając na jedzenie aż jej podam.
Absolutnie nie chciała rozmawiać o swoim zachowaniu, a na moje pytanie co z badaniami Dziecka, stwierdziła, że kiedyś nie przeprowadzano tylu badań i ludzie jakoś żyli. Na moje stwierdzenie że żyli ale dużo krócej a śmiertelność wśród dzieci sięgała 40% do 5 roku życia, stwierdziła że przynajmniej słabe jednostki były eliminowane, a jak nasze Dziecko ma chorować to trudno i tu nastąpiło coś co mnie totałnie zaszokowało: "jakby miało umrzeć to przynajmniej problemu bym się pozbyła"

No brak słów normalnie, jakby to nie była choroba żony to chyba bym ją z domu wyrzucił

3 komentarze:

  1. to chyba żart ten blog???

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety to nie żart, to sama prawda, w tej chwili jeszcze gorzej jest ale nie chce już mi się pisać.

    OdpowiedzUsuń
  3. To co sie dzieje z zona nie wyglada na hashimoto, a wiem co pisze. Wierze,ze jest Wam, calej rodzinie, bardzo ciezko. Proponuje tu skierowac kierunek i blog w strone depresji.

    OdpowiedzUsuń